CAROLINE
Boże jak ja nie
cierpię matmy! Siedzę w klasie od jakiś pół godziny i nic nie rozumiem co mówi
do mnie babka. Co to w ogóle są za szlaczki na tablicy? Już się widzę na
maturze z matematyki. Jeszcze ten mundurek był strasznie nie wygodny. Urok
prywatnych szkół. Do innej nie mogłam iść, ale przynajmniej tu mam spokój. Zero
dziennikarzy i fotoreporterów. Już widzę te nagłówki. „Córka znanego gitarzysty
wyszła ze szkoły z ponurą miną. Czyżby oblała bardzo ważny test”. To jest
naprawdę zabawne. Jebane szmatławce. Cały czas poprawiałam tą głupią granatową
spódniczkę. Dobrze, że przynajmniej można nosić buty jakie się chcę. Chociaż i
tak nauczyciele dziwnie na mnie patrzą gdy mam na sobie glany. A czego wy się
spodziewaliśmy po mnie? Zostałam wychowana w takim, a nie innym środowisku i
nic na to nie poradzę. Rodziny się nie wybiera. O jaki ładny ptaszek usiadł na
parapecie…
- Panno Perry. Widzę, że Pani wszystko umie, skoro Pani mnie
nie słucha. – usłyszałam skrzekliwy głos mojej matematyczki.
- Nie, Pani profesor, ja mam podzielną uwagę. –
odpowiedziałam jej najspokojniej i najgrzeczniej jak umiałam, ale ona i tak
zabijała mnie wzrokiem.
- W takim razie zapraszam do tablicy. Na pewno Pani umie
trygonometrię, więc zrób nam zadanie numer 3. – zarządziła moja kochana
profesor. Spojrzałam do podręcznika na treść zadania. Trochę się przeraziłam.
Wstałam i powolnym krokiem szłam w stronę tablicy. Wzięłam do ręki kredę i nie
wiedziałam co mam dalej zrobić. Kompletna pustka. – No słucham. Po kolei proszę
liczyć. – truła jadem na kilometr. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam coś
bazgrolić.
- No więc… najpierw muszę obliczyć cosinus tego… a potem
tanges tego… - zaczęłam po kolei wszystko wypisywać.
- Źle! Źle! Żaden tanges! Contanges jak już! Siadaj!
Jedynka! – zaczęłam się drzeć na mnie. Przecież bym się poprawiła. Odłożyłam
kredę i ze zrypanym humorem wróciłam do ławki.
- Ale ona cięta jest na wszystkich. – skomentowała tą całą
sytuacje Alice, moja koleżanka z ławki.
- Nikt jej nie wyruchał przez 50 lat i teraz musimy cierpieć.
– marudziłam pod nosem. Czekałam teraz tylko na zbawienny dźwięk dzwonka, który
obwieści mi, że koniec tej lekcji i koniec tego dnia. Jeszcze 10 minut. Przez
ten czas jeszcze 5 osób wylądowało ze szmatą w dzienniku. Jednak upragniony
dźwięk oznaczał wolność. Wszyscy wybiegli z klasy nawet nie mówiąc „do
widzenia” naszej profesor.
Szczęśliwa, że już
koniec lekcji chciałam już udać się do parku i skrócić sobie drogę do domu.
Jednak nie mogłam sobie na to pozwolić. Zorientowałam się, że nie wzięłam
kluczy. Szlak by to! Tata dzisiaj przesłuchuje jakieś modelki do nowego
teledysku. Kurwa, teraz muszę lecieć do Geffen. Niezadowolona z przebiegu
sprawy musiałam skręcić w inną ulicę. Cały czas myślałam o ocenach z matmy. Jak
tak dalej pójdzie to nie zdam do następnej klasy i ojciec się wkurwi. Muszę
sobie załatwić jakieś korki albo coś.
Po 20 minutach
dotarłam na miejsce. Nie miałam większych problemów żeby wejść do środka,
ponieważ ochrona mnie już dobrze znała.
- Widzę prosto ze szkoły. – powiedział jeden z ochroniarzy
na mój widok.
- Tak. Kluczy nie wzięłam. – odparłam. – Wiesz może gdzie
jest mój tata? – zapytałam się recepcjonistki. Udawałyśmy, że jesteśmy takie
miłe, jednak nienawidziłam suki. Nie raz dobierała się do mojego ojca.
- Oczywiście. 2 piętro, pokój nr. 49. I tak znajdziesz, bo
pełno modelek wszędzie. – odpowiedziała mi ze sztucznym uśmiechem. Chciałam jej
dogryźć, że pewnie im zazdrości, ale darowałam to sobie. Znowu poprawiałam
sobie spódniczkę. Jak ja nie cierpię tego gównianego mundurka. Gdy weszłam na
drugie piętro zauważyłam pełno dziewczyn. Wszystkie się pindrzyły. Nie no
serio? Mój tata ma gust, a wy moje drogie nie macie szans. Już chciałam wejść
do pokoju 49 gdy jedna z nich zagrodziła mi drogę.
- Hej małolato! Trzeba było szybciej ze szkoły się zwolnić,
a nie się wpierdalać w kolejkę. – odpowiedziała mi jakaś blondynka.
- Słuchaj kochana. Ja przynajmniej się kształcę i nie będę
taka jak ty. Nazywam się Caroline Perry i mój tata tam prowadzi casting, więc
mam prawo wejść wtedy kiedy chcę i gówno cię to obchodzi. Aha i możesz już być
pewna, że za dobrze ci nie pójdzie na przesłuchaniu. – odpowiedziałam jej z
uśmiechem na ustach. Chyba ją wmurowało, bo nic nie zdołała z siebie
wykrztusić. Weszłam do środka i zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.
- Tato, zapomniałam kluczy! – oznajmiłam już od progu. Wzrok
wszystkich zgromadzonych przeniósł się na mnie. W tym pewnej ciemnoskórej
dziewczyny, która właśnie była przesłuchiwana.
ZOE
Odwróciłam
się i w drzwiach ujrzałam piękną dziewczynę w szkolnym mundurku i glanach, co
mnie trochę zdziwiło. Próbowałam się nie uśmiechać, ale samo jakoś tak wyszło.
Chwila, ona powiedziała tato? Do kogo?
Nie
potrzebnie się nad tym zastanawiałam, ponieważ Joe Perry wstał i z lekko
zażenowaną miną podszedł do swojej córki i dał jej swoje klucze. Zamienili
tylko kilka słów, po czym Perry usiadł na swoje miejsce a dziewczyna
uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco i wyszła. Odetchnęłam głęboko ponownie
spoglądając na ekipę, która reżyseruje teledysk.
- Zacznijmy jeszcze raz, od początku. Jak się
nazywasz? – spytał mnie Joe.
- Jestem Zoe Yves Hollywood – powiedziałam
cicho, ale wyraźnie.
Wszyscy się
na mnie spojrzeli z uśmiechem coś zapisując.
- Z tego co tutaj mam pracujesz jako modelka w
agencji Toma Forda z siedzibą w Los Angeles, zgadza się?
- Jak najbardziej.
Joe chwilę
wertował moje portfolio.
- Ogólnie tłumacząc bierzesz udział w castingu
do teledysku piosenki…
- Love In An Elevator – dokończyłam za niego z
uśmiechem.
Spojrzał na
mnie zaintrygowany, lecz jednocześnie ciekawość wyziewała mu z oczu.
- Jestem pana wielką fanką – powiedziałam
cicho rumieniąc się.
Co ty
robisz?! Jesteś na poważnym castingu! Upomniałam się i przybrałam poważny wyraz
twarzy. Joe chrząknął zmieszany i spojrzał na pozostałych członków ekipy.
Zrobili krótką naradę między sobą i po chwili spojrzeli na mnie.
- Dziękujemy za przybycie, skontaktujemy się z
tobą telefonicznie – powiedziała jakaś kobieta uśmiechając się ciepło.
Pożegnałam
się, zabrałam rzeczy z krzesła stojącego w rogu i już mnie nie było. Gdy
wyszłam na korytarz pełen tych sztucznych pseudo modelek, wszystkie spojrzały
na mnie krzywo. Dumnie podniosłam głowę i opuściłam wytwórnię.
Narzuciłam
na luźną szarą koszulkę ramoneskę i owinęłam szyję czarną chustą. Mimo, iż była
wczesna jesień było dość chłodno. W drodze do domu rozmyślałam. O czym? Czy się
dostanę? Czy mam szansę konkurować z tymi wszystkimi pięknymi dziewczynami? Co
ja, taka zwykła czarnoskóra dziewczyna zrobię? Wystąpienie w teledysku jednego
z moich ulubionych zespołów to szczyt mych marzeń. I ten błysk w oku gitarzysty
Aerosmith, gdy powiedziałam że jestem jego fanką. Był niezwykle uprzejmy i miły.
I do tego cholernie przystojny…
- Hej, Hollywood! – krzyknął przez balkon mój
sąsiad, James. Pomachałam mu na powitanie, akurat stał i palił papierosa.
Wspinałam
się po schodach na samą górę nowego bloku w centralnej dzielnicy Los Angeles.
Pomijając wysiłek, jaki trzeba włożyć w wejście tutaj to widok jest imponujący.
Sięgnęłam do torby po klucze i otworzyłam mieszkanie. Pachnie zieloną herbatą,
uwielbiam ten zapach. Zdjęłam martensy i skórę, po czym w różowych skarpetkach
poszłam do salonu. Nastawiłam winyl Franka Sinatry, po czym wyszłam na balkon
trochę odetchnąć. Przede mną było widać ocean i park, to taki kojący widok.
Kochani rodzice załatwili mi to mieszkanie jakieś dwa lata temu, gdy mój
kontrakt z Chanel w Nowym Jorku stracił ważność. A byłam muzą samego Karla
Lagerfelda.
Moje
rozmyślania przerwał dźwięk telefonu, mało co się nie przewracając biegłam do
niego co sił w nogach.
- Halo?! – dyszałam do słuchawki.
- Witaj, Zoe. Z tej strony Joe Perry,
chciałbym ci oznajmić że zostałaś przyjęta do roli w teledysku – do oczu
napłynęły mi łzy szczęścia, udało się!
- Dziękuję bardzo, to wiele dla mnie znaczy!
- Nie dziękuj mi, masz naturalny urok osobisty
i jesteś profesjonalistką.
- Dziękuję panu bardzo, z całego serca.
- Przejdźmy na ty, muszę już kończyć. Zdjęcia
zaczynają się za dwa dni. Czekam niecierpliwie na następne spotkanie, Zoe –
powiedział Perry, a mnie przeszły dreszcze.
- Do zobaczenia na planie – rozłączyłam się i
zaczęłam skakać z radości.
Wychyliłam
się przez balkon i spojrzałam w bok.
- James, szykuj kieliszki i szampana! Udało
się! – krzyknęłam do mojego sąsiada, a on wydał okrzyk.
Czy czasem
Joe Perry, wielka gwiazda rocka i gitarzysta Aerosmith powiedział, że czeka na
nasze ponowne spotkanie?
No, no.
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawde dobrze. ^^
Informujcie mnie.
Tu:
fuck-yeah-guns-n-roses.blogspot.com/
Bądź tu:
shelovedhimyesterday.blogspot.com/
Zapowiada się całkiem, całkiem i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :) zwłaszcza na wkroczenie Gunsów do akcji^^ Prosiłabym o informowanie o nowych rozdziałach:D
OdpowiedzUsuńCiekawy początek :D Czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńNo pierwszy rozdział. Informujcie mnie :>
OdpowiedzUsuńNo widzę nowy twór, ale bardzo fajny początek ;) Jeszcze córki Perry'ego i modelki nigdzie nie było, także fajnie...fajnie. Z początku wiadomo, że mało się dzieje, ale ja i tak czekam na rozwinięcie akcji ;)
OdpowiedzUsuńOj kurna :) Zapowiada się zajebiście. Ahh zostać przyjętym prze Joe Perry'ego *.* Chyba bym się posikała ze szczęścia xD Co do panny Perry to chyba ją polubię :D Ma fajny charakterek (tak mi się przynajmniej zdaje :>).
OdpowiedzUsuńJeśli można pragnę być informowana o wszystkim na blogu :)
http://appetiteforgunsnroses1985.blogspot.com/